środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 10 Boże dałeś mi usta, więc nie wiń mnie za to że wykorzystuję je w najlepszy znany mi sposób, z najlepszą znaną mi osobą. Nie wiń mnie za to że już czwarty raz budzę się w łóżku (A właściwie to na materacu, na tarasie) z moją miłością. Wiń mnie za to że jestem potworem i zabijam ludzi, a wtedy Ja odpowiem Ci: 'Wynocha z mojego życia!' Nie jestem kim jestem. Jestem sobą! Spojrzałam na David'a. -Gdzie znajduje się granica miłości.-Zapytał. -Granica prawdziwej miłości nie istnieje. Prawdziwa miłość jest wieczna i bezgraniczna. Nawet gdy potem powiesz sobie że już mnie nienawidzisz, to i tak będziesz mnie kochać. Jeśli będziesz się upierał że tak nie jest, to okłamiesz samego siebie.-Oznajmiłam. To byłam moja filozofia na temat Prawdziwej Miłości, w którą głęboko wierzyłam. -Miło się słucha twoich filozofii.-Uśmiechnął się szczerze. -Miło się leży tu razem z tobą. Zwłaszcza że nie muszę czuć tego zimna. -Nie musisz nic czuć. Powiedz mi, jak to jest?-Był ciekawy. Nic dziwnego. -To trochę jak przebłyski uczuć. Jakby muskały moje ciało i szybko odlatywały. One są, ale na mnie praktycznie nie oddziaływają.-Wyjaśniłam.-Teraz czuję tylko częściowo. -To naprawdę pomaga? -Mnie tak, ale nie każdemu. Niektórzy z braku uczuć wariują, nie potrafią się odnaleźć... Ja lubię ten stan, mimo że w jego trakcie go nie lubię.-Powiedziałam. To było trochę śmieszne.-Nie próbuj, jesteś na to za dobry. -A więc ty jesteś zła? -No a nie?! -Nie ty jesteś zła, lecz twoje czyny. A poza ty nawet twoje czyny można jakoś usprawiedliwić. Nie możesz mieć tam niskiej samooceny. Jesteś piękna, inteligentna... Patrz na te dobre strony zamiast przejmować się złymi drobnostkami. -Łatwo Ci mówić. To jest zakodowane w mojej głowie. Znam swoje problemy. Wiem co jest nie tak, ale nie potrafię z tym walczyć i nie chcę, szczerze mówiąc. -Daj mi szanse. Pozwól mi spróbować. -Chcesz abym się zmieniła? -Chcę twojego dobra. To może Ci pomóc. Nie każ mi w kółko tego powtarzać. -Kochasz mnie?-Zapytałam. -Tak!-Odpowiedział szybko. -Kochasz mnie teraz, taką jaka jestem. Po co więc chcesz mnie zmieniać?!-Nie rozumiałam powodu dla którego pragną abym była inna. Westchnął ciężko z załamania. On coś do mnie mówił, a do mnie to nie trafiało. -Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!-Zdenerwował się. Usiadł na przeciwko mnie. -Słucham i nie rozumiem. Jeśli mnie taką kochasz, to po co chcesz mnie zmieniać?! -Bo nie rozumiem dlaczego to co ludzkie wywołuje u ciebie takie obrzydzenie. Chcę zmienić twoje zdanie na ten temat. Pragnę pokazać Ci, że nie ma nic złego w czuciu. Pozwól mi na to, proszę.-Rozmowa całkowicie zmieniła sens. Błagał mnie o to aby mógł mi 'pomóc', a ja nie potrafiłam mu się kategorycznie sprzeciwić. Patrzałam mu w oczy i nie wiedziałam co powiedzieć. David stracił już nadzieję na moją zgodę. Obrócił głowę w inną stronę, jakby chciał ukryć swój zawód. Usiadłam skrzyżnie i oznajmiłam. -Zgoda.-Na te słowa David szybko skierował swoje spojrzenie na mnie. Uśmiechnął się.-Ale pod jednym warunkiem!-Teraz jego mina odrobinę się zmieniła.-Kochaj mnie.-Powiedziałam niewinnie. Spojrzał na mnie i jeszcze bardziej się uśmiechnął. -Zawsze.-Oznajmił, po czym pocałował mnie. -Pokażesz mi tą swoją fascynującą ludzkość. -Pokażę Ci jej dobre strony. Te w których można się zauroczyć. Zacznijmy od tego że wszystko włączysz.-Już mi się to nie podobało, ale nie miałam innego wyjścia. Byłam za bardzo uległa. Zamknęłam oczy i skupiłam się na włączeniu wszystkich uczuć, całkowicie. Momentalnie wszystko napłynęło jakby znikąd. Potworny ból szarpał moją czaszkę. Złapałam się za głowę i skuliłam. Spróbowałam z tym walczyć. To nie wydarzyło się po raz pierwszy. Wiedziałam jak nad tym zapanować. Otworzyłam oczy i ujrzałam jakby inny świat. Zrobiło mi się zimno, a uczucia i emocje przepełniały mój umysł. Mimo wszystko, to było bardzo przyjemne. Spojrzałam na David'a -Żyjesz?-Zapytał. -Dla twojej informacji to umarłam 150 lat temu. Ale jako że jestem żywym trupem, to Tak. Żyję i mam się dobrze. Uczucia przepełniają mi umysł. No i jest mi trochę zimno, znowu.-Mimo że był to przyjemny chłodek, wolałam go nie odczuwać. David przykrył moje plecy cienkim, ale ciepłym kocem. Od razu zrobiło mi się cieplej. -Lepiej? -Tak, zdecydowanie. Ale nie będziesz kazał mi jeść wiewiórek? Naprawdę, zgodzę się na wszystko! Tylko nie wiewiórki.-Małe, włochate zwierzątka były obrzydliwe. -Jak już mówiłem, wiewiórki zostawiam dla siebie. -Pocieszenie. Teraz będę musiałam, czuć, męczyć się i codziennie chodzić do szkoły. Bolesny wymiar kary. -To nie jest kara! Ja chcę Ci pomóc! Ile jeszcze razy mam Ci to mówić?-Miał rację. Wałkowaliśmy ten temat w kółko i żadne z nas nie miało zamiaru popuścić. -Dobrze. A teraz chodźmy stąd, bo zaczynam się nudzić.Znudzona ja, to zła ja, a zła ja to nieplanowany trup.-Zachichotałam i poważnie spojrzał na David'a. -Cały czas będę musiał cię zabawiać? -Tak! Przecież to lubisz! Ja lubię być zabawiana, a ty lubisz zabawiać.-To było odważne stwierdzenie, ale słuszne w stu procentach. -Gdzie chcesz iść?-Zapytał. -Z tobą? Na koniec świata i jeszcze dalej.-To byłoby wspaniałe. -Może zaczniemy od prostej imprezy u Angie?-Zaproponowało. -Angie... Ta która mówi na siebie Rangie. Znam ją. Miała w dupie Ian'a, za to jest zakochana w Dawidzie. -Bez odwzajemnienia?-Zapytał. To było oczywiste, tak wyglądała uroczo, nudna miłość. -Ach, będzie i Paul?!-Nie wiedziałam jak do tego podejść. -Na 99%... Taaak...-Powiedział powoli, mrużąc jedno oko. -Biście!- Zapowiadało się na ciekawą imprezę. Wiele można było się spodziewać. -Sugerowałbym abyś się przebrała.-Zwrócił uwagę ma moje ubranie. Nie było ono zbyt pasujące na imprezę. -Tobie też to nie zaszkodzi.-Również nie był zbyt imprezowo ubrany. -To co? Pół godziny? Przyjadę po ciebie i pojedziemy do Angie. -Okey.-Zgodziłam się. Jeśli tak miałoby to wyglądać, to jest możliwość że dam radę. Wstałam i skierowałam się w stronę mojego domu, przez las. Nie trwało to zbyt długo, dzięki mojej wspaniałej szybkości. Tego David mi nie zabronił, a oczywiste jest że to jest mi potrzebne. Po trzech minutach stałam przed drzwiami mojego cieplutkiego domku. Weszłam do środka, pragnąc szybko się ogrzać. -Zostawiłaś mnie!-Wyskoczyła zza rogu Miranda. -Wiem.-Nie zależało mi na niej. -Musiałam sobie sama radzić! -Nie przesadzaj. Miałaś Lex!-Poszłam w stronę mojego pokoju, a ona za mną. -Tą przestraszoną, momentami nadpobudliwą wariatkę?! -Może trochę jej się coś ostatnio przekręciło, ale w gruncie rzeczy to nie jest z nią źle.-Przecież nie mogła z dnia na dzień ześwirować.-Poza tym że próbowała mnie raz zabić.-Dodałam półgłosem. Otworzyłam garderobę i zaczęłam przeglądać wieszaki z ubraniami. -Muszę tu siedzieć i nigdzie nie mogę wyjść do puki nie zajdzie słońce!-Wyżaliła się.-Wiesz jakie to denerwujące?! -Nie, nie wiem. Jakbyś nie zauważyła moja droga, to ja mogę wychodzić w dzień.-Wcisnęłam jej wieszak z czarnymi leginsami z aplikacjami z imitacji skóry. -Dlaczego ja nie mogę wychodzić na słońce?-Zapytała. -Pożywiłaś się. Kim?-Lekko ją ignorowałam i nie dałam się ponieść jej złości. -Był tu taki wariat. Zaatakował świruskę. -Nie!-Spojrzałam na nią poważnie.-Paul?! -Chyba tak miał na imię.-Nie przejmowała się moją reakcją. Moje emocje działały. Były nasilone. Złapałam Mirandę za szyję i przycisnęłam ją do drzwi. -Zabiłaś go?!-Wrzasnęłam. -Nie!-Odwarknęła. Gdy wiedziałam już że żyje, byłam o wiele spokojniejsza. Puściłam ją i wróciłam do przeglądu ubrań. -Okeey... A więc co z nim?-Opanowałam swoje emocje, dałam radę. -Ugryzłam go, w szyję. Byłam nienaturalnie silna, ale on mnie obezwładnił i powalił na ziemię... Potem sobie poszedł. Nic więcej mu nie zrobiłam. -Dobraaa...-Wzięłam jeszcze jeden wieszak z błękitno-zieloną bluzą z wielkim nadrukiem czerwonych jak wino ust.. Przebrałam się w to. Mirandzie jakoś to nie przeszkadzało. Podeszłam do szafki z biżuterią. Wyjęłam z niej złoty, krótki łańcuch. Zrobiony jakby ze sznurków. Zawiesiłam go na szyi. Obróciłam się dwa razy, aby zademonstrować Mirandzie mój ubiór.-I jak?-Zapytałam, chcąc poznać jej opinię. -Świetnie. Gdzie idziesz? Miałam nadzieję że mi pomożesz. -Pomóc Ci mogę jutro. Poza tym, do tego przydałby się David. -David.... Chłopak numer jeden.-Powiedziała sobie po cichu. -Jedyny chłopak!-Warknęłam. Nie podobało mi się to że tak uważała. -Rozumiem. A więc dopiero jutro?-To nie wywołało u niej eksplozji radości, ale jakieś milsze uczucie, owszem. Przeszłam toaletki. Sięgnęłam po puder, beżowy cień do oczu, tusz i eyeliner... Delikatnie przeczesałam szczotką moje długie, kręcone, bardzo jasne włosy. Spojrzałam w lusterko po raz ostatni i odeszłam od niego. Wróciłam się do garderoby i ubrałam jakieś buty. -Teraz jesteś gotowa.-Oznajmił David, który pojawił się za moimi plecami. Obróciłam się w jego stronę. -Podoba Ci się?-Zapytałam. -Ty mi się podobasz. No i widzę że częściowo uwzględniłaś zimno. Brawo!-Pochwalił mnie. -Robię postępy. Lex nadal jakoś wariuje, a jutro Miranda będzie potrzebowała jeszcze paru porad i mądrości.-Poinformowałam go. -Jestem do usług.-Zwrócił się do Mirandy.-Idziemy?-Zapytał mnie. -Oczywiście.-Odpowiedziałam. Zeszliśmy na dół i z dobrymi humorami pojechaliśmy na imprezę. Spojrzałam na David'a. -Jak masz zamiar wejść do środka?-Zapytałam. To była dość ważna kwestia, bo bez zaproszenia właściciela, lub osoby stale tam mieszkającej nie mogliśmy wejść. -Rodzina Angie nie pija werbeny. Nie praktykują też bransoletek. -A jeśli nie ona jest właścicielem, i nie ma żadnych praw do tego domu?-Chciałam rozpatrzeć każdą możliwość. -To nasza impreza kiepsko się skończy.-Oznajmił smutno. -Kiepska wizja.-Skomentowałam. -Nie przejmuj się. Zawsze jakoś wchodzimy.-Miał rację. Przecież to zawsze jakoś się udaje. -A nie przejmujesz się Paul'em?-Ciekawiło mnie jego podejście do tego że On tam będzie. -A ty?-Zapytał. Ja też nie wiedziałam jak to z nim będzie, ale nie obawiałam się.-To ty mu zawróciłaś w głowie.-Zwrócił uwagę. -Ja tylko dziwnym przypadkiem znalazłam go, gdy dowiedział się o śmierci brata, którego ja zabiłam. Potem on przebił mnie kołkiem... Wróciliśmy... Zabawiłam się nim, a on wziął to poważnie!-Śmieszyło mnie to. -Przeleciałaś go, a no się w tobie zakochał i nie mógł przyjąć do wiadomości że nic to nie znaczyło.-Dodał. -Dokładnie. No ale nie jesteś zazdrosny?-Zachichotałam. -Niby czemu? Przecież nie jesteś z nim, tylko ze mną i nie masz zamiaru z nim być.-Stwierdził. Miał całkowitą rację, znowu. Zaparkowaliśmy na przeciwko wejścia i trzymając się za ręce podeszliśmy do drzwi. Zatrzymaliśmy się na ganku, w duszy modląc się aby Angie otworzyła drzwi. Klamka się poruszyła, a w progu stanęła ona. -Och,-Trochę zdziwił ją widok mnie i David'a razem.-Miło was widzieć. Paul też jest.-Na tą informację, spojrzałam na David'a i uśmiechnęłam się w pół. -Interesujące....-Wyszeptała pod nosem. Pierwsza osoba i już, od razu kojarzy mnie z Paul'em! -Zaprosisz nas?-Zapytał David, przerywając ten nieciekawy temat. -O, tak!-Oznajmiła, ustępując nam drogi. Zaczęło mi się to nie podobać, bo potrzebowałam konkretniejszego zaproszenia.-Wejdźcie!-Dodał po chwili. Razem, bez problemu przekroczyliśmy próg drzwi. Ulżyło mi. -Okey... Przynieś mi piwo.-Poleciłam jej. Posłusznie odeszła w poszukiwaniu piwa. Spojrzałam na David'a, a no z pretensjami spojrzał na mnie. -Hipnotyzowanie bez potrzeby, też jest niewskazane. -Była potrzeba. Przecież chciałam piwo!-Nie przejmowały mnie jego uwagi. To że miałam być 'ludzka', nie oznacza że wyrzeknę się wszystkiego co potrafią wampiry. -Następnym razem możesz poprosić mnie, albo iść sama. -Niszczysz mi całą zabawę!-Oznajmiłam. Angie podała mi piwo.-Dziękuję bardzo!-Zwróciłam się do niej. -Nie ma za co.-Odpowiedziała. Milczała przez chwilę, po czym powiedziała.-Fajnie że wpadłaś. Bardzo dawno Cię nie widziałam! Nie chodziłaś do szkoły? -Tak...-Odpowiedziałam, czując się trochę niezręcznie. Zadawała pytania, a tego nie lubiłam. -Trochę to trwało! Co Ci się działo? -Była zajęta czymś innym.-Powiedział za mnie David. Złapał mnie za rękę i odeszliśmy w inną stronę. Przeszliśmy przez cały dom i wyszliśmy na taras, prowadzący do ogrodu. Minęliśmy Paul'a. Przeszłam koło niego jakbym go nie znała. Było mu to w niesmak. Poszedł za mną i złapał mnie za ramię. -Teraz udajesz że mnie nie znasz?!-Był nerwowy, ale przemawiała przez niego również zazdrość. - Co mam niby powiedzieć?! "Cześć"? -Najpierw ja, teraz On. On jest o tyle lepszy że spełnia twoje warunki!-Warknął. Przeleciał David'a wzrokiem.-I nic poza tym.-Dodał. Zaczęłam się cicho śmiać. David tylko się uśmiechnął, a ja po chwili wręcz wybuchłam śmiechem.-Tobie to pasuje? Najpierw się tobą zabawi a potem rzuci!-Zwrócił się do David'a. -Czego oczekiwałeś? To Difrie! Bawi się wszystkimi facetami jacy istnieją!-Podobało mi si to jak David to powiedział. -I tobie się to podoba?! -Gdyby chciała się mną tylko zabawić, zrobiłaby to już 150 lat temu!-Powiedział, ściszając głos przy liczbie.-Wiesz dlaczego cię odtrąciła?! Ponieważ jej zależy, nawet na tobie. Nie narażała Cię na niebezpieczeństwo z jej strony. Znalazła w sobie to uczucie i udało jej się zapobiec samej sobie.-Oznajmił. Mówił tak z sensem, nie przejmując się złością, która buchał z Paul'a. -Napij się, znajdź sobie jakąś dziewczynę, zabaw ją przez całą noc i ciesz się tym swoim ludzkim życiem.-Poleciłam mu, kończąc temat. Odeszliśmy, ale Paul znów złapał nie za ramię. Tym razem David wytłumaczył Paul'owi wszystko w uprostrzony sposób. Bez zamach, walnął go z pięści twarz. Nie wysilał się za bardzo, aby go nie zabić. -Teraz zrozumiałeś?-Zapytał się Paul'a, który z zakrwawioną twarzą poleciał na ziemię. Podbiegło do niego parę osób, a w tym czasie szybko odeszliśmy stamtąd. Między innymi z powodu krwi, która sączyła się z jego nosa, brudząc wszystko wokół. Odeszliśmy dostatecznie daleko. Spojrzałam na David'a. -I kto tu mówił o normalności? -To było ludzkie. Przecież honorowo dałem mu z pięści w twarz!-Tłumaczył się. -Ach, oczywiście! Tobie wolno się tłumaczyć, a mi nie. -Ja nie zabijam na każdym kroku i wiem co to człowieczeństwo.-Wyszeptał do mojego ucha.-Może zatańczymy?-Zaproponował. -Z przyjemnością.-Oplątałam rękami jego szyję. On położył ręce na moich biodrach i zaczęliśmy się powoli kołysać w rytm muzyki. Oparłam głowę o jego ramię. -Kochasz Paul'a?-Zapytał. -Nie wiem. Uczucia to coś bardzo skomplikowanego, często nie potrafię ich rozróżnić. -Wiesz co do niego czujesz, tylko nie chcesz mi tego mówić. -Nie kochałam go, ale dzięki niemu mogłam znaleźć się w normalnym świecie i nie musiałam przy tym być do końca ludzka. Dawał mi poczucie że jestem prawie jak normalna nastolatka. Czułam się z tym dobrze. Zaczęło mi zależeć na jego życiu, bezpieczeństwu. Jak już mówiłam, jestem jakaś za bardzo miła i wrażliwa... Uczuciowa... Chciałam go ochronić przed sobą. W dodatku, pocałowałeś mnie i zdałam sobie sprawę że to ty! Czym jest przelotna zabawa z zakochanym we mnie chłopakiem, wobec miłości, która przetrwała 150 lat rozłąki? -Niczym wartym wspomnienia, ale on jest kimś więcej niż tylko jednym z wielu gości którymi się bawiłaś. -A to że bawiłam się tyloma facetami Ci nie przeszkadza?-Zapytałam. -Kochałaś któregoś z nich? -Nie.-Odpowiedziałam bez dłuższego namysłu. -A więc byli dla ciebie nikim. A skoro byli nikim, to tak jakby ich nie było. Poza tym przez 150 lat myślałaś że nie żyję. Nie mogłaś przez całą wieczność liczyć na to że kiedyś się pojawię. Wybiłaś sobie mnie z głowy i słusznie.-Miał wytłumaczenie i usprawiedliwienie moich czynów, jak zawsze. Przy nim nigdy nie byłam winna. -Postrzegasz mnie jako niewiniątko, którym nie jestem. -Nie jesteś niewinna i nigdy nie byłaś, ale kocham Cię i jestem w stanie pogodzić się i zrozumieć wszystko. -Nawet najgorszą prawdę? -Nawet najgorszą prawdę. Najważniejsze aby była to prawda.-Oznajmił. Był dla mnie stanowczo za dobry. Cały czas walczy z tym abym była normalna, korzystałam z mojego wiecznego życia. Nie pozwalał mi myśleć że jestem zła. -Czy kiedykolwiek cię zrozumiem?-Zapytałam. Wydawało mi się to całkowicie niemożliwe. -Masz swoje wyimaginowane zasady i postrzeżenia, które nie łatwo zmienić. Nie rozumiesz mnie, bo nie patrzysz na świat tak jak ja. Nie widzisz tego co ja, nie znasz moich wartości, myślisz że ludzie są słabi i żałośni. Z całych sił będę walczyć o to abyś inaczej spojrzała na świat. Możesz mnie za to znienawidzić, zostawić, ale ja nadal będę walczyć i nigdy się nie poddam. -No i nie rozumiem!-Oburzyłam się. -Kiedyś zrozumiesz. Mamy na to całą wieczność. -To trochę za mało.-Zachichotałam skromnie.-Nawet nie wiesz jak się czułam kiedy po pięćdziesięciu latach musiałam powiedzieć sobie że już Cię nie ma. Jak to bolało, jak przez pięć minut musiałam cierpieć. -Próbuję sobie to wyobrazić. Żyłem w przekonaniu że nie mogłabyś umrzeć, to do ciebie nie pasuje. -Wiedziałeś że żyję, ale do mnie nie wróciłeś. Dlaczego?-Nie wyobrażałam sobie odpowiedzi na to pytanie. -Przez prawie sto lat musiałem walczyć z samym sobą. To nie było takie proste, nie potrafiłem tak żyć. Nie mogłem się do ciebie taki zbliżać. Byłem potworem i musiałem go w sobie pokonać.-Wyjaśnił. -Nie byłeś bezgrzeszny? Zabijałeś? Intrygujące... -Wielokrotnie. Wstydzę się tamtej osoby i nie chcę znów taki być.-Mówił prawdę. On naprawdę nienawidził tamtej osoby. -Ja jestem taka cały czas. Mojego potwora też się wstydzisz i chcesz go zwalczyć? -Nie chcę go zwalczać. Pragnę pokazać Ci różnie możliwości życia. Twój wybór, nie zrobię z ciebie kogoś kim nie jesteś. -Powtarzasz to non-stop, a ja nadal nie rozumiem. -Kiedyś zrozumiesz.-Zapewnił mnie. Potem milczeliśmy dłuższą chwilę, w swoich ramionach, czując wzajemny oddech i bicie serca. Ile można zrobić dla prawdziwej miłości? I czy ona w ogóle istnieje? Długo zastanawiałam się nad tymi pytaniami. Do puki nie spotkałam David'a. Z nim wszystko było jasne. Uwierzyłam w miłość. Trzymałam ręce na jego szyi i zastanawiałam się, kim tak naprawdę stał się po przemianie i do jakiego stopnia mógł nienawidzić tamtego siebie. Ciekawiło mnie też co było Paul'owi. To zdecydowanie nie była troska, tylko zwyczajna ciekawość! Oberwał mocno, a mógł jeszcze mocniej. Dla David'a nie byłoby trudnością zabić go poprzez takie uderzenie. Nawet się nie wysilił. -Ona Cię szuka.-Oznajmiłam po wsłuchaniu się w rozmowę Angie z jakimiś ludźmi. -Kto?!-Zdziwił się. -Angie.-Odpowiedziałam.-Idź do niej, bo się bidulka załamie. -A ty? -Do twojego powrotu nikogo nie zjem, nie skręcę nikomu karku, przeżyję, nie będę chciała nikogo zabić, nie zahipnotyzuję nikogo, nie będę nikogo torturować.-Obiecałam. Trochę tych podpunktów było, ale żaden z nich nie był ani trochę prawdopodobny.-I nie będę zazdrosna.-Dorzuciłam. -Tylko z nią chwilę porozmawiam.-Oświadczył. Nie miałam nic przeciwko aby porozmawiał z Angie. Widać że wpadł jej w oko, ale bez wzajemności. David odszedł w stronę Angie, a ja skierowałam się na dwór. Nie postrzeżenie wskoczyłam na grubą i stabilną gałąź drzewa. Usiadłam na niej i wyciągnęłam nogi. Zeszłam ze sceny i patrzyłam jak inni grają w sztuce pod tytułem "Życie". Miałam stąd doskonały widok na cały ogród i na okna domu, w którym nie brakowało ludzi. Śledziłam ich poczynania z ukrycia, nikomu nie przeszkadzając. Słyszałam ich nudnych rozmów, na równie nudne tematy. Nienaturalnie mocno wciągałam powietrze przez nos. Czułam zapach piwa i różnych alkoholi, perfum, spoconych ciał, ale przede wszystkim krwi. Ich pulsującej w żyłach, jeszcze gorącej krwi. To ta woń wypełniała moje nozdrza i skutecznie trafiała do głowy. Miałam ochotę rzucić się na kogoś. Zasmakować w nim, a potem skręcić mu kark. Jedynym powodem dla którego tego nie zrobiłam, był David. Zgodziłam się na to co chciał mi przedstawić, co usilnie wpajał mi do głowy każdego dnia odkąd ponownie się spotkaliśmy. -Jak ty się tam dostałaś?!-Zapytał blond włosy chłopak, który stał na ziemi. Wyrwał mnie z mojej chwili myślenia. Przyjrzałam się mu bliżej i zorientowałam się że to James. -To moja słodka tajemnica.-Odpowiedziałam, spoglądając w dół. -Którą w pewnym stopniu ze mną dzielisz. -Tylko w pewnym.-Nie obawiałam się że ktoś nas podsłucha, bo mówiliśmy tak aby nikt, niczego nie podejrzewał. -Chodź tu do mnie.-Poprosił. Wstałam z gałęzi i zwinnie zeskoczyłam na dół. Stanęłam przed nim.-Dawno Cię nie widziałem, a raczej byś mnie nie unikała.-Zapewne interesowało go dlaczego mnie tak długo nie było. -Nie mogłabym Cię unikać! Jesteś zbyt pyszny.-To był pewnego rodzaju komplement (w moim wykonaniu). James uściskał mnie po przyjacielsku i szepnął. -Aż tęskniłem za tobą, wysysającą krew z moich żył.-To też miał być komplement i jak dla mnie, był najbardziej trafny. -Nie myślałam że kiedyś ktoś to powie!-Zaśmiałam się głośno. -Spragniona?-Zapytał. Wiedział co chodziło mi po głowie. Rozejrzałam się w koło. Nikogo nie było w promieniu najbliższych 50 metrów, a dodatkowo osłaniały nas drzewa. Przytuliłam się do niego i wgryzłam się w jego szyję. Normalny obserwator stwierdzi że po prostu się do niego przytuliłam. James ani nie drgną. Pozwolił mi się sobą karmić. -Yhym.-Wydusił z siebie David. Oderwałam się od James'a i zakłopotana wytarłam sobie usta z krwi. James z przerażeniem spojrzał na mnie.-Miałaś nikogo nie zjadać! -Nie zjem James'a!-Oburzyłam się. -Nauczyłaś się jego imienia, brawo! To nie wiele skoro i tak zaraz skręcisz mu kark lub wymażesz pamięć!-To takich pomysłach David'a, James spojrzałam na mnie chcąc wiedzieć że David przesadził. -Nie wymyślaj takich scenariuszy! -Może ja już sobie pójdę?-Zasugerował James.-Rana trochę krwawi. -Dobry pomysł, ten nadmiar krwi, której po prostu nie mogę wyssać jest denerwujący.-Wyżaliłam się. James skierował się w kierunku domu, zasłaniając ranę kołnierzem od koszuli. David spojrzał na mnie i oczekiwał wyjaśnień.-Mam prawo mieć przyjaciół!-Oburzyłam się. -To znaczy dla ciebie 'mieć przyjaciół?! Po tym jak go sobie zahipnotyzowałaś?! -Nie zawsze muszę każdego hipnotyzować! -Słucham?! Wolę abyś hipnotyzowała, niż zostawiała w pamięci wspomnienia ze spotkania z tobą! -Nie muszę go hipnotyzować. Nie każdego trzeba hipnotyzować.-Byłam na niego trochę zła. Nie miałam prawa mieć przyjaciela, którego nie zahipnotyzowałam?! -Kolejny zakochany do zabawy?! -P R Z Y J A C I E L!-Przeliterowałam mu głośno. -Mogę Ci zaufać?-Zapytał spokojnie. Podszedł do mnie i położył jedną dłoń na moim biodrze. -Nigdy.-Wyszeptałam krótko. -Pocieszające.-Oznajmił. -Nic nie poradzę. Przynajmniej nie przeżyjesz zawodu. -Czy ty komukolwiek ufasz?-Zapytał. -Nie ufam nikomu, nawet sobie. Mniej przy tym rozczarowań. -Ciekawa filozofia, aczkolwiek dość ponura. -Jak moje myśli. Przesiąknięte złem i nienawiścią. -Nie prawda. Każdy ma w sobie chociaż odrobinę dobra. Najważniejsze jest to aby umieć je dostrzegać i nie kryć się z tym. Zamknij oczy, uśmiechnij się, pomyśl o czymś przyjemnym a dobro samo przyjdzie.-Polecił mi. -Wierzysz w to?!-To brzmiało jak sterta bzdur i dennych filozofii. -Wierzę w ciebie. -Miło to słyszeć. Muszę cię jednak zmartwić, na tej swojej wierze, mocno się przejedziesz. -Wszystko zależy od ciebie. -Nie obarczaj mnie tak!-Pokładał we mnie swoje nadzieje, co zdecydowanie mi nie odpowiadało. Złapałam go za rękę i poszliśmy w stronę domu. Niebo pokryła nieskazitelna czerń. Gdzie nie gdzie pojawiły się gwiazdy. Księżyc w pełni wyglądał bardzo dziwnie. Budził we mnie pewnego rodzaju strach. Pomyślałam o czających się w lesie wilkołakach, których jedno ugryzienie może mnie zabić. Kocham osłonę nocy, ale nie w czasie pełni. -Piwo?-Zapytał James, podając mi ciemnozieloną, szklaną butelkę, w połowie pełną. Bez zastanowienia wzięłam ją i napiłam się. Spojrzałam na David'a. -Da się? Da się.-Był z siebie zadowolony. -Pierwszy sposób był mniej nudny. -Hm?-James nie rozumiał o co nam chodzi. -Nic.-Zakończyłam temat, zmieniając go na inny.-Boli?-Zwróciłam uwagę na jego ranę, którą osobiście mu zrobiłam. -Nie. Tyle że zostaje nieciekawa blizna i ciekawy plaster. -I co mówisz?-Zapytał David. -Nic. Ignoruję te pytania.-Odpowiedział. Spojrzałam znów na David'a, jakby prosząc go o pozwolenie na działanie. -Nie Difrie! Raz już to zrobiliśmy, drugiego nie chcę.-Przypomniał sobie to jak uleczył Ian'a. -Ok. Pamiętaj tylko że gdy się dowiedzą, to ty będziesz musiał się bać. -Ty masz już wprawę w uciekaniu. Nie zapominaj jednak o tym że aktualnie jesteś na pierwszym miejscu podejrzanych. -Już niedługo.-Odpowiedziałam mu. Byłam pewna że niedługo skończą się moje problemy z wampirami. A kluczem do tego była Lissa. -Nie interesuje mnie to, nie pytam, bo i tak nie zrozumiem. Nie rozumiem waszych myśli i poczynań. -Masz coś przeciwko temu co zrobiła?-Zapytał zły James. -Nie rozumiem tego! Z własnej woli dawać się sobą karmić?! -Tak.-Powiedział krótko James. -Co się stało z Paul'em?-Zapytał James. -Trochę zdenerwował David'a. Bywa... -Mocno się zdenerwował...-Stwierdził James. -Nie chciałbyś abym się mocno zdenerwował. Mogłoby bardziej boleć.-Zapewnił go. Trochę wyłączyłam się z rozmowy. Wypiłam zawartość butelki i odłożyłam ją na pierwszą, lepszą szafkę. -Zatańczymy?-Zapytałam James'a. Nie mógłby się nie zgodzić. Podał mi rękę i weszliśmy w tłum tańczących do wolnej muzyki par. Zostawiłam David'a samego. Nie byłam pijana, ale miałam na to ochotę. Jeśli mam się bawić to na porządnie. Położyłam ręce na jego ramionach. -Nie przejmuj się tym że David'owi nie pasuje tamta sytuacja. Nie może zrozumieć że człowiek pozwala się z własnej, nie przymuszonej woli, sobą karmić. -A więc tak to się nazywa.... -Chcesz abym cię uleczyła? Wtedy rana zniknie. -Nie! Zachowaj to dla siebie. Nie chcę stać się wampirem. Lubię cię i to kim jesteś, ale to nie oznacza że chcę być taki jak ty.-Stanowczo odmówił mojej propozycji. -Krew by cię nie przemieniła, tylko uleczyła. Aby cię przemienić musiałabym ci potem skręcić kark.-Wyjaśniłam. -Zwiększone ryzyko. -Już i tak dość ryzykujesz, pozwalając mi na TO.-Zdałam sobie sprawę że powinnam się ograniczać.ze słowami. -Wzbudziłaś moją sympatię, polubiłem cię.-Przyznał.-Odkąd cię zobaczyłem. A ty pokazałaś mi kim jesteś. -Już to zrozumiałeś. Brawo! -Nie rozumiem tylko, dlaczego akurat ja?! Szczerze mówiąc, to nawet się cieszę, bo będę mógł cię lepiej poznać, ale miałaś do dyspozycji jeszcze wielu innych osób. -Wzbudziłeś moją sympatię, polubiłam cię... Nie ma w tym chyba nic złego? Nie wiem już co jest złe, a co dobre. Zazwyczaj wybieram to złe.-Nie umiem stwierdzić czy coś jest dobre, czy złe. Piosenka się skończył, a po niej poszedł szybszy i bardziej energiczny kawałek. -Muszę na chwilę iść.-Oznajmił i odszedł w inną stronę. Nie mogłam się bawić bez wypicia kolejnego piwa. Zabrałam butelkę jakiejś dziewczyny i zahipnotyzowałam ją aby nic nie mówiła. Wypiłam całą jej zawartość i zaczęłam spontanicznie tańczyć z obcymi mi ludźmi. Potem kolejne piwo, i tak jeszcze parę razy, aż w końcu byłam pijana. Teraz mogłam się bawić. Humor od razu się znacznie poprawiał, energia jakby napływał, a alkohol krążył we krewi. Nic nie wyraziło mojego uczucia, które mi teraz towarzyszyło. Ciemne światło, nieznani ludzie i piwo, równa się spełniona ja! -Nie chcę Ci przerywać, ale skończ już z tym piwem.-David zabrał mnie na bok i popsuł całą zabawę. Automatycznie podszedł też James, którego uwagę zwróciło to że trochę się chwiałam i ciężko było mi się utrzymać na nogach. -Co jej się dzieje?-Zapytał. -Mała i z pozoru niewinna Difrie, jak zawsze opiła się w trupa. Do tego naprawdę trzeba mieć talent.-To było jak komplement. Trochę David'owi nie wyszedł, ale zawsze coś. -Ale ja mam się bardzo...-Nie nawet dokończyć zdania. Spróbowałam stać bez pomocy David'a, ale było to niemożliwe.-Tralala, były sobie kotki dwa.-Wymamrotałam kompletnie pijana. -Co ona piła?!-Zdziwił się James. -Podejrzewam że piwo, tyle że w BARDZO nieprzyzwoitych ilościach. -Może zaprowadź ją na górę?-Zaproponował James.-To będzie łatwiejsze niż wsadzenie jej do samochodu. -Gdzie konkretnie mam ją zaprowadzić?-Zapytał David, trzymając mnie na rękach. Podłożył jedną rękę pod moją głowę. Drugą zaś podłożył pod plecy i podniósł mnie. Złapałam go rękami, i przekręciłam głowę w jego stronę, unikając patrzenia na światło. -Jestem pijana, zabierz mnie stąd.-Wymamrotałam bardzo niewinnie. -Już cię zabieram. Naprawdę, za dużo wypiłaś. -Jestem pijana jak Me...-Nie wiedziałam jak to skończyć.-A nawet bardziej! -Już.-David położył mnie na łóżku w jednym z pokoi. Ja naprawdę była przeraźliwie pijana!-Zabawiłaś się, nie powiem! -I jestem szczęśliwa.-powiedziałam z wielkim trudem. Samo bycie obecną sprawiało mi trudność, a co dopiero mówienie. -No, ale nikomu nic nie zrobiłaś. No poza James'em, ale jak twierdzicie, on robi to z nieprzymuszonej woli. Jestem temu przeciwny, ale nie mogę zabronić Ci robić tego co jest Ci potrzebne do życia.-Rozumiałam z tego może co drugie słowo, jak nie co trzecie! Zrozumiałam że nic nikomu nie zrobiłam,że coś przeciwny i że potrzebny mi do życia. Nie wiele można było z tego wywnioskować. -Bóg dał mi alkohol, ale zapomniał zamieścić instrukcji obsługi!-Palnęłam nie na temat. -Nie zaprzeczam. Czemu zawsze to ty jesteś najbardziej pijana?-Zapytał. Odpowiedz była prosta. -Ponieważ mam wieloledghfd... doświadcenie.-Wybełkotałam trudząc się z wypowiedzeniem każdego słowa. -To prawda! Można by powiedzieć że jesteś ekspertem!-Wymyślił. -Zgaś to światło.-Poleciłam mu. Nie byłam w stanie patrzeć na niego, zwłaszcza gdy lampa raził mnie w oczy. David wychylił się i zgasił lampkę nocną. Usiadł obok mnie i pogłaskał mnie po głowie. Zebrał włosy z twarzy. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam. Moje małe ciałko naprawdę wiele potrafi. Jeśli jestem na jakiejś imprezie, to zawsze wyjdę z niej pijana. Tym razem byłam mocno pijana. Ciężko mi uwierzyć że to tylko po piwie. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Okna były zasłonięte beżowymi zasłonami, które dość dobrze chroniły przed światłem dziennym. David leżał w nogach łóżka. Wstałam jak gdyby nigdy, nic i zeszłam na dół. Wszyscy pewnie mieli strasznego kaca. Nie wiem dlaczego, ale mnie nigdy to nie dotyczyło. I nie jest to zaleta tego że jestem wampirem! To coś innego. Powinnam dzisiaj czołgać się po podłodze, a ja wstałam i czułam się całkowicie normalnie. Przeszłam się po domu, napiłam się piwa z kubka. Panowała całkowita cisza. Nagle w drzwiach przekręcił się zamek i do domu weszły dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Mieli na oko 40 lat i nie byli zadowoleni z tego co zobaczyli. Stałam na wprost nich. -Dzień dobry.-Powiedziałam, czując się niezręcznie. -Dzień Dobry.-Odpowiedział mężczyzna. -Wiesz, raczej nie spodziewaliśmy się TEGO!-Dodała kobieta. Zgaduję że to matka Angie.-Gdzie znajdziemy naszą córkę?-Zapytała. -Lepiej nie. Może jutro, bo dzisiaj to słabo!-Zaśmiałam się. -A ty co? Nie pijąca?-Zdziwiła się. -Powiedziałabym że przyzwyczajona, ale to nie będzie zbyt dobrze o mnie świadczyć. -Aha...-Nie wiedziała co odpowiedzieć. -To my może sobie jeszcze pójdziemy i wrócimy jutro.-Zasugerował. -Dobry pomysł. Do jutra wszystko ogarniemy. Nie przedstawiłam się z najlepszej strony, ale zapewniam że druga jest lepsza.-Rozmowa z nimi mnie nie krępowała. -Nie mogłaś za wiele wypić, skoro dałaś radę wstać i w dodatku nie masz kaca. Nie jest tak źle.-Pocieszył mnie. -Zapewniam pana, to przyzwyczajenie. -Dobrze, do widzenia.-Oznajmiła. -Do widzenia młoda damo.-Pożegnał się, po czym wyszli z domu i znów zapadła cisza. Wsłuchałam się w powolne oddechy śpiących ludzi, których tu nie brakowało. Niektórzy po prostu uwaleni na kanapki, na ziemi. Można więc powiedzieć że impreza się udała. W ciszy wróciłam na górę do pokoju w którym był David. Weszłam a on już stał przede mną i całował mnie. Wczoraj zapewne nie za wiele wypił, a bynajmniej tak mi się wydawało. Zdołał zanieść mnie tu i normalnie mówić. -Jak pijana może być taka mała i drobna osóbka jak ty?!-Zapytał.-W dodatku wstałaś i nic Ci nie jest! -Tobie też nic nie jest. -Ale ja wypiłem tylko kubek piwa, a nie beczkę, jak ty! Naprawdę nic Ci nie jest? Głowa nie boli, światło nie razi, nie czujesz się jak wyjęta prosto z pralki? Nic?!-Miał nadzieję że podam choć jeden objaw. Pokręciłam głową przecząco. -Ja nie mam czegoś takiego jak kac! -Jak to? -Nie mam pojęcia. Po prostu tak jest. Piję bez pohamowania, a jedyny skutek to to że jestem pijana. Łatwo jest tak sobie imprezować. Spotkałam już rodziców Angie.-Pochwaliłam się, zmieniając temat. -Teraz?! Ich komentarz? -Nie tego się spodziewali. Ogólnie to byli lekko zszokowani i chyba nie za bardzo komunikowali. Spojrzeli na mnie, ja na nich i tak przez moment. Wrócą dopiero jutro. -Po tym co zobaczyli? Mądra decyzja. Dobrze że nie przeszli po całym domu. -Dobrze że nie weszli do pokoju córki. Kto wie kogo by tam zastali?!-Zachichotałam. -Skutecznie odparłaś ich nalot. -Skutecznie dałam im zrozumieć że ich córka nie nadaje się do żadnych rozmów. -Ewakuujemy się?-Zapytał. -No nie wiem... Możemy zostać i zrobić dobre wrażenie. Możemy 'pomóc'... -Difrie Rose jest chętna do pomocy. Hmm... Bardzo ciekawe.-Zdziwiła go moja propozycja. Nigdy nie byłam jakoś zbytnio pomocna. To pewnie dlatego że każdy mnie traktował jakoś wyjątkowo. -Rzadko mi się to zdarza. Zły pomysł? -Nie! Bardzo fajny. Tyle że jakby nie twój... Ty nie pomagasz, ty zawsze jesteś obsługiwana! -Nic nie poradzę że tak działam na ludzi!-Odsłoniłam zasłony i wyjrzałam przez okno. -Zwłaszcza na facetów...-Dodał. -Możliwe. Nie moja wina!-Broniłam się. Nie można mnie oskarżać o to jak inni na mnie reagują. Nie mam nic przeciwko usługiwaniu mi. -"Nie twoja wina. Ale tyłek twój."-Zacytował słowa Lexi. -Ja im tyłka nie daję, sami do niego lecą. Co? Zazdrosny?-Zaśmiałam się. -O jakichś niewartych zauważenia facetów z którymi spędziłaś maksymalnie dwa tygodnie? Nie, zdecydowanie, nie. -No a mój nieznajomy ze snów? To dopiero!-Założyłam ręce i usiadłam na łóżku. -To już jest jakiś powód do zazdrości. -O, w końcu jesteś zazdrosny!-Ucieszyłam się. -Powiedziałem że to powód do zazdrości, nie że jestem zazdrosny.-Uzasadnił. Stanął przede mną. -Ygh.-Mina mi opadła, zero powodu do radości. -Pewnie chciałabyś się przebrać... Odwiozę cię. -Nie, jest OK!-Zaprotestowałam.-Zawsze mogę pożyczyć coś od Angie.-Naprawdę chciałam zostać i okazać się pomocna. Do pokoju weszła zaspana Angie. Miał niewyjściową fryzurę i ogólnie średnio wyglądała. -Ops!-Powiedziała nasz widok.-James mówił że zostaliście, zapomniałam. -Twoi rodzice tu byli.-Poinformował ją David. -O, kurde! I co?! -Za szczęśliwi to oni nie byli. Wrócą dopiero jutro, jak już wszystko ogarniesz.-Streściłam. -Tydzień mi zajmie to sprzątanie.-Narzekała. -Pomożemy Ci.-Zaoferował David. -Ok.-Ucieszyła się. -Ale musisz mi dać jakieś ubranie.-Postawiłam jej warunek. Angie i ja uśmiechnęłyśmy się do siebie na znak aprobaty. -Znajdę coś dla ciebie.-Oznajmiła. Podeszła do szafy i otworzyła ją. Podałam mi białą bluzę z różowo-niebieskim motywem kwiatowym i beżowe leginsy. -Dziękuję. Nie fajnie jest chodzić w czymś wczorajszym. -Nie ma problemu!-Odpowiedziała uśmiechając się szczerze.-Dobra, ogarnę się trochę i zrobię coś do jedzenia.-Zaoferował. -Dla mnie nic nie rób, nie przepadam za czymś co nie jest czerwone.-Oznajmiłam. Angie pomyślała o jakichś pomidorach, a ja o krwi. -Mną też się nie kłopocz, ja też jestem zbyt wybredny, jak Difrie.-Dodał David. -Ok... Zrobię sobie śniadanie, ogarnę się i spróbuję wyeksmitować wszystkich, którzy byli zbyt imprezowi i zostali. -W sumie też się do nich zaliczamy...-Poczułam się trochę niezręcznie. -James powiedział mi że wczoraj mocno przesadziłaś i nie można było cię przetransportować do domu.-Wyjaśniła.-Choć dzisiaj wyglądasz całkowicie normalnie! A z opowiadania James'a byłaś mocno pijana! -Była mocno pijana. -Szybko się regenerujesz.-Stwierdziła. -Nawet nie wiesz jak szybko...-Wymamrotałam cicho, pod nosem. Angie najwyraźniej coś do słyszała, ale to zignorowała. -Ok. Idę się ogarnąć.-Oznajmiła, po czym wszyła z pokoju. -Och, odmówisz sobie kanapki z serem? Odmówisz sobie tego ludzkiego posiłku?-Powiedziałam z ironią. -Jakoś to przeżyję. -Króliczek tego nie przeżyje.-Skomentowałam. -Teraz obchodzi cię jakiś króliczek?!-Zdziwił się. Nie obchodził mnie królik, ale dogryzienie David'owi. Na niczyim życiu nigdy mi nie zależał. Próbowałam sobie to wmówić, ale była jedna osoba, która wszystko psuła, Paul. Zależało mi na jego życiu, i nadal zależy. Jeśli chodzi o David'a, to kocham go tak bardzo że zależało mi na jego śmierci. -Króliki mnie nie obchodzą, ale nawet najmniejsza próba dogryzienia Ci i skrytykowanie w pewien sposób twojego jadłospisu jest dla mnie na wagę złota. Tak wiem, jestem zozłą i dobrze mi z tym. -Aha, ok.-Powiedział zmieszany. Jakbym powiedziała mu to co za chwilę pomyśli. -Bywa. -Są ludzie brzydcy i są ludzie piękni, ale taki przypadek jak ty trafia się tylko jeden.-Uśmiechnął się i pocałował mnie. Za pierwszym razem, kiedy zrobił to w 1868, wydawało mi się to takie dziwne. Teraz nie było w tym nic nienaturalnego. -Rozumiem to jako komplement. -Oczywiście.-Powiedział swoim romantycznie ciepłym i męskim głosem.-Dobra, idę na dół, a ty się przebierz.-Wyszedł z pokoju, nie czekając na moją odpowiedz. Rozebrałam się i ubrałam rzeczy, które dała mi Angie. Potem bez problemu znalazłam łazienkę i poprawiłam stan moich włosów, oraz makijaż. Byłam pełna optymizmu i chęci do zrobieni czegoś normalnego. Zeszłam na dół i zatrzymałam się przed wejściem do kuchni. Podsłuchałam rozmowę David'a i Angie. -Mam pytanie. Tylko się nie obraź.-Ostrzegła go Angie.-Czy ona jest normalna? W sensie Difrie.-Wyszeptała do niego. -A skąd takie pytanie?!-Zdziwił się. -Są osoby które się nad tym grubo zastanawiają. Nie chodzi tylko o to jaka jest teraz, ale o jej historię. Poza tym, niektóry uważają że po tym co się stało, Difrie zaczęła trafić kontakt ze światem. W dodatku że niby zaczęła potwornie imprezować, pić, palić nie wiadomo co. I to nałogowo.-Nadal szeptała. -O jaką historię chodzi?-Zapytał. -No nie wiesz?! Jej rodzina została zagryziona na śmierć przez dzikie zwierze. Była w tym samym domu, a jednak przeżyła. Potem gdy przyjechała do miasta zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Mówi się że nosi za sobą śmierć. Obraca sobie chłopaków wokół palca, a potem ich zostawia... Radzę Ci na nią uważać.-Jakże troskliwa okazała się Angie. David wiedział że historia jest zmyślona i że teoretycznie nie jestem wariatką. To że obracam sobie chłopcami to też omówiliśmy. David nie wiedział jednak że stoję trzy metry dalej i słucham. -Nie można wierzyć takim brednią. Wiem że jej historia nie jest zbytnio wesoła, ale to jak się teraz zachowuje jest całkowicie normalne. Takie ma obyczaje. Może jest troszeczkę zbyt zabawowa, ale taka już jest i w jej zwyczaju to jest normalne.-Oznajmił, broniąc moją osobę. Gdy skończył mówić, weszłam do pokoju i zwróciłam się do Angie. -Następnym razem nie musisz szeptać, i tak usłyszę.-Wyglądałam trochę jak nawiedzona. Nie cierpnie gdy ktoś mnie obgaduje. To strach przed powiedzeniem komuś prawdy prosto w twarz, to słabość... W dodatku moje emocje, nad którymi nie panuję... To ustawiało Angie na kiepskiej pozycji. Jestem zbyt impulsywna, ale przecież jeszcze jej nie zabiłam, więc nie jestem taka zła. Jeszcze... *** Na początku, chciałabym podziękować wszystkim osobą, stronką, blogą, fanpagą, które mnie udostępniają. Zapewne to dzięki nim widzicie teraz ten blog. Jak zawsze, proszę o udostępnienia wszystkie osoby, którym się podobało. To dla mnie bardzo ważne ♥ Jak zauważyliście, rozdział jest o wiele krótszy od poprzedniego. Stwierdziłam że będę od teraz pisać krótsze rozdziały. A co za tym idzie, będę jej dodawała o wiele częściej. W poprzednim rozdziale zamieściłam do bloga muzykę. Jeśli znacie jakieś fajne kawałki, pasujące to tej książki to wysyłajcie mi ich tytułu ; ) Tych którzy chcą coś o mnie wiedzieć zapraszam na mojego fb ; ) Możecie pisać, pytać i krytykować. To by było na tyle... Mam nadzieję że wam się spodobało i będziecie czytać dalsze rozdziały. Jeśli wam się podobało, to jak zawsze możecie zamieścić komentarz. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz