środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 11 Stałam przed Angie, oczekując jej reakcji. Obgadywanie i plotkowanie jest dla mnie najgorszym sposobem obrażania kogoś. Zamiast powiedzieć komuś coś w twarz, szepta do innych, a przy tobie się uśmiecha i udaje niewiniątko. To żałosne. Kiedyś musiałam z tego powodu wiele przecierpieć. Byłam słaba, ale teraz już tak nie jestem. To wszystko niszczyło mnie od środka. Kiedyś... Teraz nie biorę tego do siebie, ale denerwuje mnie to. -Podsłuchiwałaś ?!-Przeraziła się. -Nie muszę podsłuchiwać, aby słyszeć. Zapamiętaj sobie, ja słyszę wszystko.-Ostrzegłam ją. To zabrzmiało jak groźba. Angie nie odezwała się słowem. Nawet się nie ruszyła, może troszeczkę zbledła. Do kuchni weszło trzech chłopców i dwie dziewczyny, w tym James, uśmiechnięty patrzał tylko na mnie. Znieruchomiała wpatrywałam się w Angie. Miałam ochotę sprawić jej jakiś ból, ale wiedziałam że nie mogę sobie pozwolić, nawet na jakieś słowne dogryzienie jej. -Dzień dobry, księżniczko.-Zwrócił się do mnie. Dopiero po paru sekundach wyrwałam się z tego transu i uśmiechnęłam się w kierunku James'a. -Hej! -Odpowiedziałam. -Jak ty to robisz? -Zdumiał się. -Ale co?! -Nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. -Wczoraj nie byłaś w stanie dojść do łóżka, a dzisiaj stoisz tu jak gdyby nigdy, nic. Po prostu jakbyś nawet nie wiedziała co to jest alkohol! -Nie mógł wyjść z podziwu. Po każdym było widać pewne skutki wczorajszej imprezy, tylko nie po mnie, a byłam zapewne najbardziej pijana. -Talent. Alkohol to praktycznie jedyny, przyjmowany przeze mnie pokarm. -Pochwaliłam się, ale po chwili stwierdziłam że mogłam tego nie mówić. -Idź do AA. –Wrednie zasugerowała Angie. -A ty idź do programu " Na językach". -Odpowiedziałam jej.-Setki bzdur i plotek, szeptanych na ucho. To coś dla ciebie.-Również nie byłam zbyt sympatyczna. -Ok, do roboty! -David przerwał naszą wymianę dogryzek. -Ja z Davidem ogarnę parter.-Oznajmiła Angie, jakby myślała, że stanę się o to zazdrosna. Na ochotników do mnie stawiło się trzech innych chłopaków, włącznie z James'em. Angie widziała we mnie rywalkę. Chciała pokazać, że faceci będą interesować się nią, tak samo jak mną, a wszyscy wiedzą, że to niemożliwe. -Ok. To wy- David wskazał na mnie i trzech chłopaków-ogarniecie piętro. Ja z Angie parter, a dziewczyny ogródek.- Wskazał na pozostałe dwie dziewczyny. Każdy poszedł w swoją stronę. Nie moja wina że trzech chłopców było mną ewidentnie zainteresowanych. Aczkolwiek nie miałam nic przeciwko, ponieważ lubię być traktowana jak mała perełka, którą każdy dopieszcza. Grałam ostro, ale to też podobało się każdemu facetowi. Poszliśmy na piętro. Chłopcy wzięli się do roboty, a ja po prostu usiadłam sobie na łóżku, patrząc na nich. Nie mieli nic przeciwko temu. -O co poszło Ci z Angie ?- Zapytał James -Szeptała David'owi bujdy na mój temat.-Wyjaśniłam. Nie spodobało jej się to, że ja to usłyszałam. Biedactwo nie wie że ja słyszę wszystko. -Zachichotałam. James wiedział o co chodzi i co mam dokładnie na myśli. -Złość? -Zasugerował to co wtedy czułam. -Chęć sprawienia jej bólu, zdenerwowanie, śmiech i złość. -Aż tak źle? -Zapytał jeden z chłopaków. -Jestem bardzo emocjonalna i porywcza.-Oznajmiłam. -Interesujące. Thomas.-Obrócił się w moją stronę i przedstawił. -Ogólnie mówi się o mnie, że jestem interesująca. -I to jest prawda.-Zapewnił James.-Nie znam bardziej porywczej i emocjonalnej, (z temperamentem i charakterem) dziewczyny. -Ilość rzeczy, które o tobie usłyszałem, sprawiły, że chcę cię naprawdę poznać. Była dziewczyna Olly'ego, zamieszana w śmierć Ian'a, do której zarywał PAUL, a ona go odtrąciła! W dodatku piękna i z charakterem. - Skomplementował mnie. -Co jest tak ciekawego w tym że odtrąciłam Paula? -Nie rozumiałam dlaczego w Thomas'ie wzbudzało to taki podziw. -Paul jest chłopakiem w którym durzy się każda dziewczyna w tej szkole, i każda do niego zarywa. Sens w tym że on ma je wszystkie gdzieś i tylko niektóre traktuje jak przyjaciółki. Jesteś pierwszą dziewczyną w której Paul naprawdę się zakochał, bez żartów, a ty jak po prostu dałaś mu kopa.-Streścił James. -Najpierw brutalnie zamieszałam mu w głowie, zakręciłam nim i pokazałam mu swoje prawdziwe oblicze. Ale nie zostawiłam go dla tego, że mi się znudził. Zrobiłam to dla jego dobra. -Dobra ?!-Zdziwił się Thomas. -Ochroniłam go przed zagrożeniem, które wiązało się z byciem ze mną. Tego też mogłam nie mówić. -A jakie to zagrożenie ?!- Dociekał. James raczej już się domyślił o co chodzi. -Zakończmy temat.-Powiedział, ratując mnie przed odpowiedzią na pytanie. -Nie będę się sprzeciwiać.-I tu znalazła się zaleta Thomas'a. Jak mówi się koniec, to koniec. -Ok, chodźmy do następnego pokoju, bo ten wygląda już na ogarnięty.-Oznajmił James.-przeszliśmy do kolejnego pokoju, a ja znów sobie usiadłam. Tym razem w fotelu. -Nigdy nie widziałem Paula tak smutnego, jaki jest teraz.-Przyznał Thomas. -Nic na to nie poradzę. Paul i tak był dla mnie jak zabawka. Pobawiłam się nim, a potem mi się znudził. -Jesteś szmatą.-Powiedział otwarcie James. -Wiem...-Wyszeptałam. -Jest coś czego nie wiesz? - Zapytał. -Tak. Nie wiem jak to jest żyć. -Słucham?! -Zdziwił się Thomas. -Sama nie wiem jak to możliwe. 150 lat i nadal nie wiem jak żyć.-Mówiłam co myślałam, nie przejmując się Thomas'em. -Brałaś coś ? -Zapytał. -Zawsze. Mam jedno, potworne uzależnienie... Krew.-Oznajmiłam. -Słucham?! Ty na serio coś brałaś! -Difrie, wystarczy.-James położył rękę na moim ramieniu. -Myśli że jestem szalona? Myli się. Jestem całkiem normalną nadprzyrodzoną istotą, która stoi na czele układu pokarmowego. - Ciągnęłam temat, nie patrząc na konsekwencje. -Difrie! - Powtórzył. -Ah, tak. Zapomniałam o jednym.-Spojrzałam Thomas'owi w oczy.-Zapomnij o tym co przed chwilą powiedziałam i idź sobie. -Pójdę posprzątać inny pokój.-Oznajmił po chwili, gdy już się ocknął. -Fenomenalny pomysł !- Skomentowałam. Thomas bez słowa wyszedł z pokoju. James z podziwem spojrzał na mnie. -A co to było?! -Zapytał. -Moja specjalność. -I co? Wszystko zapomniał? Możesz wymazać mu pamięć? -Mogę kazać mu zrobić wszystko. Co tylko sobie wymyśle.-Pochwaliłam się. Nie potrafię wyrazić jak wspaniałą umiejętnością jest hipnoza. -To o tym mówił David? -Tak. On bardzo nie lubi kiedy bawię się ludźmi, w dodatku jak używam hipnozy... -A używałaś jej kiedyś na mnie? -Tak. Kazałam Ci się nie bać i nikomu nie mówić, ale tylko jednorazowo. To że teraz strzeżesz mojej tajemnicy, jest zależne tylko i wyłącznie od ciebie.-Mówiłam prawdę, nie miałam powodu aby go okłamywać. Łatwo znajdowałam sobie ludzi do towarzystwa. Sympatycznych i zabawnych. Jednakże nie liczni spędzili ze mną dłużej niż miesiąc. W tym przypadku, nasza przyjaźń bonusowała brakiem hipnozy. Tym razem nie zmuszałam James'a do trzymania języka za zębami i nie bania się mnie. Nawet nie wiem czy potrzebny był mi pierwszy raz kiedy to zrobiłam. Wydaje mi się że James dotrzymałby tajemnicy. -Nie hipnotyzuj mnie jeśli nie jest to NAPRAWDĘ konieczne. -Tylko w ostateczności.-Obiecałam mu. Wiedziałam że to dla niego wiele znaczy. -Pamięć i wspomnienia są bardzo ważne, nie chcę ich tracić. -Za każdym razem będę robiła to co konieczne i to co ochroni mój tyłek.-Nie byłam zbytnio dobroduszna. Najbardziej zależało mi na mnie. Aby przeżyć trzeba myśleć o sobie. -Dziękuję.-Powiedział po czym zapadła chwilowa cisza. James usiadł obok mnie.-Gdy miałem szesnaście lat, miałem dość tego popierdolonego świata. Te złudzenia, ukrywające niecodzienną prawdę dobijały mnie. Odpowiedni ludzie pragną zamydlić nam fakty, które nie są zwyczajne. Nie potrzeba wiele aby stwierdzić że świat nie może być taki nudny. Byłem bardzo rozczarowany moim dotychczasowym życiem. Przyznam że myślałem o skończeniu z tym wszystkim.-Wyznał. Uważnie słuchałam jego każdego słowa, bo wiedziałam że ma to sens.-Myślałem o żyletce, przedawkowaniu, skoczeniu z okna. Jedyne co mi w tym przeszkodziło to brak odwagi. Po prostu się bałem. Teraz gdy na to patrzę, cieszę się że wtedy ogarnął mnie strach. Tyle bym stracił... -Dlaczego mi to mówisz? - Wyszeptałam. -Bo uważam cię za jedyną godną osobę, której mogę to powiedzieć. Nie znam cię za dobrze, ale wzbudzasz moją sympatię i czuję że mogę Ci ufać. -Dziękuję.-Zaczęło się robić zbyt przyjemnie. Byłam bardzo blisko James'a. Słyszałam jego oddech. Wydaje mi się, że James znajdował się coraz bliżej mnie. Nie wiedziałam jak na to zareagować. Niewinne spojrzenie w oczy z odległości około dwudziestu centymetrów. Zapach jego ubrań, a przede wszystkim krwi. Wznieciłam nie celowe napięcie. Musiałam to przerwać. Oddaliłam się od James'a i bez słowa wyszłam z pokoju. Byłam o krok od pocałowania go, a nawet ugryzienia. Zakłopotana tą sytuacją zeszłam na dół. -Co? Zobaczyłaś ducha ?-Zwróciła się do mnie Angie. Jakby nadal miała we mnie przeciwniczkę, co wydawało się żałosne. -Nie denerwuj mnie.-Ostrzegłam ją spokojnie.-Nie chcesz tego. -Grozisz mi? !-Oburzyła się.-Nie wiem co widzą w tobie inni. Bawisz się nimi, a gdy Ci się znudzą, zostawiasz ich. -Nie radzę Ci kontynuować.-Ponownie ją ostrzegłam. Starałam się opanować, ale to wcale nie było takie proste. Nie przywykłam do odczuwania emocji tak mocno. -Dziwka.-Powiedziała, na co ja już nie wytrzymałam. Pozwoliłam swoim emocją działać. Czerwone oczy, nagła chęć na jej krew, przyrost złości, to nie wróżyło dobrze dla Angie. Mój wygląd ją przeraził, ale nie zdążyła nic powiedzieć, ani krzyknąć. -Dla ciebie, Pani dziwka.- Jedną ręką skręciłam jej kark. To dawało mi satysfakcję! Odgłos ostatniego uderzenia serca. Jej upadek na ziemię... To dla mnie bezcenne momenty. Ominęłam ją wielkim krokiem i wyszłam z domu. Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Nie potrafię panować nad swoimi emocjami. Nie umiem ich kontrolować... To zbyt skomplikowane... Jakbym uczuła się żyć na nowo. Poszłam w kierunku mojego domu. Nie spieszyłam się. Już próbowałam sobie wyobrazić reakcję David'a. Kolejne zamieszanie ze mną i trupem w roli głównej. Znów opiszą mnie w gazetach. Nie pragnęłam tego, ale nie patrzałam ma konsekwencje moich czynów. Może i jestem zbyt impulsywna, ale taka jestem. Nie potrafię panować na tymi wszystkimi uczuciami i chyba nawet się nie staram. To nie ja. Zrozumiałam że David wymaga ode mnie zbyt wiele. Nigdy nie sądziłam że miłość jest tak wymagająca. Owszem, mogłam teraz powiedzieć 'Stop' i nasz związek prawdopodobnie by się nie zmienił, ale musiałabym bardzo rozczarować David'a. To wszystko naprawdę jest pokręcone. Nie wiem co czuję, nie rozróżniam tego. Gdy moje uczucia były częściowo wyciszone i schodziły na ostatni plan, wszystko było prostsze. Nie miałam takich żałośnie brzmiących dylematów. Zamknęłam oczy i w duszy powiedziałam sobie "Zostanę w tym stanie tylko i wyłącznie dla David'a, nie dla mnie". Z takiego typu myślami szłam przez całą drogę, która wcale nie była taka krótka. W kółko ten sam dylemat i te same pytania: "Czy dobrze robię ?","Jaki to ma sens ?","Dlaczego się na to zgodziłam, budząc nadzieję David'a?". Dzisiejszy incydencik bardzo się David'owi nie spodoba. Pytanie tylko co z tym zrobi. Nawrzeszczy na mnie, da mi surową naganę, będzie mnie unikać, skończy z tą całą zabawą? Mogłam się tylko domyślać. Angie była już martwa, byłam tego pewna. Słyszałam ostatnie uderzenie jej serca. Nie mogło być inaczej. Doszłam do domu. Ledwie przekroczyłam jego próg, a Miranda już nade mną wisiała. -Wreszcie !-Wykrzyknęła. -Ładna bluzka.-Powiedziałam, ignorując jej 'miłe przywitanie'. -Teraz mi pomożesz. Muszę chodzić po tym pałacu i unikać nawet najmniejszej smugi światła. Wszystkie zasłony są cały czas zasłonięte, a ja mam dość siedzenia tu jak jakaś niewolnica !-Naskoczyła na mnie z wyrzutami. -Ja Cię więżę? Możesz wyjść w każdej chwili. Nie minie minuta jak spłoniesz na słońcu. Ucieknij nocą. A potem co? Nawet nie będziesz miała kogo prosić o pomoc. Poza tym, myślisz że to takie łatwe?! Możesz zrobić krzywdę innym. Nie spostrzeżesz się nawet kiedy będzie to ktoś bliski !-Danie jej pierścienia, byłoby najgłupszą rzeczą jaka może istnieć. Ja gdy zabijam, robię to całkowicie umyślnie. I staram się to robić bez żadnych świadków. Ona pożywiłaby się pierwszą, lepszą osobą w tłumie. -To powiedz mi jak z tym walczyć! -Przeszłyśmy do salonu. Usiadłam na fotelu i założyłam nogę na nogę. -Powiedzmy że teoretycznie umiem walczyć z pragnieniem, ale w praktyce jest to o wiele trudniejsze niż w teorii. Najważniejsze według mnie to nie umiejętność zwalczana pragnienia, a powstrzymywania go w danym momencie i zastosowania w odpowiedniej chwili. Nie zawsze trzeba też zabijać. Wystarczy że kogoś zahipnotyzujesz. Wiesz jak to działa? -Nie. -Patrzysz tej osobie w oczy i myślisz tylko o tym, że pragniesz aby dana osoba, wykonała daną czynność. Skupiasz się na jej oczach. Na początku to trudne i wymaga wiele koncentracji, ale po pewnym czasie jest co raz łatwiej. -Kiedy ostatnio zabiłaś? -Zapytała. -Przed chwilą. Bez świadków, ani bez jakichkolwiek śladów. Po prostu skręciłam kark.-To nie było związane z tematem, ale odpowiedziałam. Ryzyko jest takie że nie wiesz czy osoba ma przy sobie werbenę. Jeśli nie będzie się słuchać hipnozy, zerwij jej biżuterię. Może być też tak że ktoś ma werbenę we krwi. To dla ciebie bardzo źle oznacza. Poczujesz jakby twoje wnętrzności płonęły żywym ogniem. Staraj się podnieść, oprzeć bólowi i skręcić tej osobie kark. W tym przypadku nie ma innej opcji, musisz to zrobić. Okey... Nie wejdziesz do żadnego domu bez zaproszenia właściciela, chyba że właściciel jest martwy, czyli do domu wampira możesz wejść. Zaproszenie musi być wyraźne, np. "Wejdź", "Zapraszam cię", "Możesz wejść". Zrozumiałaś ?-Zapytałam, sprawdzając czy nadąża. -Tak.-Odpowiedziała. -Omnes rectus. Numquid aliud vis? -Co?! -Oui, przepraszam. Zapomniałam się. To mi się często zdarza. Zaczynam mówić w innym języku! -Po jakiemu to? -Po łacinie, potem 'tak' po francusku, a teraz po angielsku. -Łacina?! Z jakiej ty epoki jesteś?! -Pamiętam czasy Renesansu, jeśli to dla ciebie takie ważne. Połowa dziewiętnastego wieku.-Poinformowałam ją. -Kurczę! To niesamowite. Skarbnica wiedzy, kultur i Bóg wie czego jeszcze. Źródło wiarygodniejsze, od jakichkolwiek kronik i ksiąg! Wręcz warte opisania! Przedstawienie tamtych czasów, z niebywałą dokładnością, ale we współczesnym i zrozumiałym dla wszystkich języku. Z komentarzami porównawczymi... Cudo po prostu! -Momentalnie Miranda stała się inną osobą. -Pisarka? -Po części. Bardziej pociąga mnie historia i dziennikarstwo, ale to się praktycznie ze sobą łączy. W wolnym czasie piszę. -Ciekawe. Może nie jesteś pustą nudziarą, za jaką Cię wzięłam.-Zaśmiałam się głośno. Miło będzie mieć niedaleko siebie pasjonatkę historii. -Dzięki... Chyba.-Nie wiedziała czy to na pewno jest komplement. -No to wiesz już wszystko co chciałaś wiedzieć? -Zapytałam, wracając do tematu. -Raczej tak, poza tym że nadal nie mogę wychodzić na słońce. -Chcesz mieć to cudo ?-Wskazałam mój pierścień.-Pokaż mi, że na nie zasługujesz.-Oświadczyłam. Nie mogłam jej go od tak dać. Nie wiedziałam jak się zachowa, a to mogło zagrozić nam wszystkim. -Jak ?!-Zapytała. Taki układ zdecydowanie jej się nie widział. Chciała dostać pierścień teraz. -Nie wiem, to twój problem.-Wstałam i poszłam na górę, zostawiając Mirandę samą z jej problemem. Weszłam do pokoju, który ostatnimi czasami jest zajmowany przez Lex. Siedziała w fotelu, pogrążona w lekturze. Podeszłam do niej i usiadłam na boku siedzenia. -W porządku ?-Zapytałam. Ostatnio nie było z nią zbyt dobrze. -Lepiej. Nie ma godziny w której nie myślę o Nim. Przebiłam jego serce kołkiem, a on nic! Wyjął go i nic mu nie było. Nawet go to nie zabolało! Potem przed oczami miałam swoją śmierć... Widziałam jak umieram! -Jesteś pewna? -Tak! -Odpowiedziała. -Po czymś takim i człowiek, i wampir by umarł. Nie uważam cię za wariatkę. Uważam tylko, za bardzo dziwne… -Nie wiem czy to możliwe, ale wiem że tak było. Widziałam swoją śmierć! Czy to do Ciebie nie dociera?! Nie wierzysz mi ?!-Teraz zaczęła mówić trochę jak wariatka. -Próbuję to zrozumieć! -To wszystko nie było ani trochę realne. Nie przyjmowałam, że Lex jest wariatką, ani że mówi prawdę. Nie wiedziałam, co mam więcej powiedzieć. Bez słowa, wyszłam z pokoju i poszłam prosto do siebie. Usiadłam przy biurku. Wyjęłam kartkę i ołówek. Przypomniałam sobie wygląd postaci z moich snów i zaczęłam go szkicować. Nie byłam takim złym artystą. Rysunki moich postaci można było bez problemu rozpoznać, a to już było coś. Jedyny obraz jaki mi się przedstawiał w głowie, to ten gdy klęczał na moim trupem. Nic o nim nie wiedziałam. Jedyne to PODEJRZENIE, że nazywa się Michael. Przypuszczam też, że jest w pobliżu i niedługo go poznam... Ale to tylko przypuszczenia i za wiele na nich nie zbuduję. Jeśli Lex mówi prawdę, to można się go bać. Szkicowanie jego postaci trochę mi zajęło. Poza tym, nigdzie się nie spieszyłam. Po skończeniu, dokładnie mu się przyjrzałam. Nie wiele mi to dało. Żadnego punktu zaczepienia. Po prostu, jedno wielkie zero! Nic się nie układało. Wyglądał normalnie. Był bardzo przystojny, ale to nic niezwykłego. Mimo to nadal wpatrywałam się w kartkę. Uderzałam ołówkiem o biurko. Pustka w głowie, zero pomysłów co mam ze sobą zrobić, żadnych przydatnych informacji... Byłam pewna, że Michael będzie wiedział dlaczego ostatnimi czasami traciłam kontakt z rzeczywistością. Pewnie dla tego poznanie go było dla mnie takie ważne. Postawiłam sobie jeden cel: Dowiedzieć się kim jest Michael. To mój priorytet i nie spocznę zanim tego nie dokonam. Po długiej chwili namysłu, złapałam kartkę w dłoń i poszłam do Lex. -To on?! -Pokazałam jej kartkę. Nie wiedziałam z jakiej odpowiedzi byłabym zadowolona, więc po prostu chciałam ją tylko usłyszeć. -Skąd to masz?! -Zdziwiła się. -Czy to on?! -Zależało mi na krótkiej i pewnej odpowiedzi. -Tak.-Odpowiedziała niepocieszona, że musiała odpowiedzieć pierwsza. -Jesteś na sto procent pewna? -Tak, na sto procent. Ty to narysowałaś? -Tak. Twoja odpowiedź dużo mi dała. Przynajmniej jestem pewna swoich podejrzeń. -I co masz zamiar zrobić? -Zapytała. -Jeszcze nie wiem.-Upewniłam się że to Michael, ale nie wiedziałam co dalej. Skoro miałam już, to co chciałam, mogłam zostawić Lexi w spokoju. Wróciłam do siebie. Usiadłam na ławeczce na tarasie. Otuliłam się czarnym, pluszowym kocem. Coś mi jakoś tu nie leżało. Zachowanie Lex... To nie była ona... Jej spokój, nie wzruszenie i cały dzień w pokoju nad książką... Nie wiem co Michael jej zrobił, ale był bardzo skuteczny w swoich działaniach. A skoro był taki skuteczny, to czy nie powinnam się go obawiać? Co tak naprawdę potrafił i czym był, skoro kołek mu nic nie zrobił? Takie coś zabije każdą nadprzyrodzoną istotę i człowieka, bez wyjątku. Druga opcja jest taka, że Lex nie mówiła prawdy, ale w to ciężko było mi uwierzyć. Nie miała powodu by kłamać. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zeszłam na dół. W progu stał David. Nie wyglądał na zbyt ucieszonego, wręcz przeciwnie. Był zły. -Dlaczego to zrobiłaś? Nie rozumiesz, że to ty jesteś główną podejrzaną? Pozwalasz sobie na coś takiego, gdy wszyscy widzą we wszystkim twoją winę ?! To kompletnie nieodpowiedzialne! Nie możesz działać pod wpływem impulsu. Nie możesz dać się tak łatwo złamać i reagować tak mocno.-Był bardzo zły. Rozumiał powagę sprawy, która do mnie nie docierała. Sam wprosił się do salonu. Nie wzruszona usiadłam na kanapie. -Ja tego nie kontroluję. Nawet najmniejszy impuls jakiegoś uczucia, jest dla mnie jak milion nieznanych uczuć naraz! Nawet teraz gdy jestem odrobinę wkurzona i zła, czuję jakby od tego miała eksplodować mi głowa! Najnormalniej w świecie, nie potrafię panować nad emocjami. Nawet ich nie rozróżniam. To co czułam dotychczas było tylko namiastką, tandetną podróbą -Mogłaś ją zabić! -Jak to?! -Wstałam poruszona tym co usłyszałam. -Mogłam? -Zdziwiłam się.-To znaczy że ona nadal żyje? -Mówiłam ze smutkiem. -Ledwie, ale żyje. -Nie możliwe. Słyszałam ostatnie uderzenie jej serca. -Spędziłam parę godzin, myśląc że ją zabiłam. Byłam tego pewna! -Gdy przyjechała karetka, Angie już nie oddychała, nie było najmniejszej oznaki na to, że żyje. Jej serce przestało bić. Ratownicy, już jej nie ratowali, nie było kogo. Pół godziny później, serce Angie zaczęło bić.-Opowiadał to bardzo poważnie. Słuchałam uważnie każdego jego słowa, momentami biorąc to za absurd.-Oddycha i żyje. Jest połamana i obolała, w dodatku ma wstrząśnienie mózgu i jeszcze się nie obudziła, ale jej serce bez zwątpienia bije. -To nie możliwe! -Wrzasnęłam. Zaczęłam nad tym bardziej myśleć.-Chyba że... -Nie. Rany się nie zagoiły, ona jest człowiekiem.-Zaprzeczył mojej teorii. -Nie może być żywa. To czysty absurd! -To prawda. Może i absurdalna, ale prawda.-Przekonywał mnie. Usiadłam na kanapie i podparłam głowę rękami. Przeczesałam opadające w dół włosy.-Co jest? -Zapytał, zaniepokojony. -Pieprzone uczucia.-Powiedziałam cicho. -To rzeczywistość. -To nie rzeczywistość, to katorga. To co czułam dotychczas było dalekie od rzeczywistości. Było aluzją prawdziwego życia, ale to właśnie było życie, moje. Nie widzisz że mi nie pomagasz?! Nie czując jestem łagodniejsza, a zarazem o wiele niebezpieczniejsza. Nie wyłączę tego, ale wiedz że mnie to nie uszczęśliwia ! Niszczy od wewnątrz... -Co mam Ci odpowiedzieć? Ty decydujesz, ty wiesz co zrobisz i ty będziesz musiała z tym żyć. Staram Ci się pomóc, ale to trudne, gdy jesteś tak przeciwnie nastawiona. -Aktualnie jestem nastawiona na jedno. Mam zamiar dowiedzieć się kim jest Michael. -To dobrze. Skup się na tym. -To o nim mówiła Lex. Mam wrażenie że za wszystko co się ze mną dzieje odpowiedzialny jest właśnie on.-Podniosłam głowę i spojrzałam ma David'a. On spojrzał na mnie. -Sprawdź to. Może jeśli skupisz się na jednej rzeczy, będzie Ci łatwiej. -A szkoła? -Myślę że nie jesteś jej fanką, ani często tam nie bywasz. Zawsze przecież możesz to robić, po szkole. -A ty? -Będę Ci pomagał jak tylko będę mógł. Zrobię wszystko aby Ci pomóc.-Usiadł obok mnie, złapał mnie za dłoń i powiedział.-Nie ważne ile osób zabijesz, ile osób na tym ucierpi. Ja i tak będę Cię kochać. Wszystko rozchodzi się o to abyś tylko spróbowała żyć inaczej. Wiem, że to trudne, ale życie to nie bajka. Czasem boli. -Czasem cholernie boli.-Poprawiłam go. -Ale walczymy z tym, bo wierzymy w to, że może być lepiej. -Wierzysz w to? -Ciekawiło mnie to. -Nie, bo wiem że nic lepszego od ciebie nie może mi się przytrafić.-Wyznał. Rozmowę przerwał nam mój telefon, który zaczął dzwonić. "Numer nieznany". -Tak.-Odebrałam go. -Mamy małe przyjęcie i zebranie Rady. Nadal chcesz się tego podjąć? -Przemówiła Lissy. -Tak.-Odpowiedziałam, bez większego zastanowienia. -Jesteś na sto procent pewna? -Chciała się upewnić. -Tak. Nie mam zamiaru dłużej być „tą”, która zabiła Ian'a '. Gdzie to będzie? -Udało mi się załatwić, aby było to u mnie. Rozwiążemy wtedy problem wpuszczenia Cię. -Jestem pełna podziwu. Naprawdę, jakbym słyszała Jego. Tak samo zaangażowana, tak samo chcąca mnie bronić. Pytanie czy za wszelką cenę? -Tak.-Odpowiedziała z trudem, po długim namyśle.-Zrobiłam pierwszy krok, mogę zrobić i drugi, i trzeci. To chyba już bez różnicy. -Kiedy? -Za godzinę. -Dobrze. Spodziewam się pełnej listy obecności. Nie będę już dłużej winna.-Oznajmiłam pewnie. Cieszyło mnie to, a zarazem budziło obawę że coś nie wypali. Wtedy musiałabym zrobić masową masakrę. -Ubierz jakąś sukienkę. Nic przesadnego, ale niech będzie miało trochę klasy. -Rozumiem. Do zobaczenia.-Powiedziałam, po czym rozłączyłam się. Ucieszona spojrzałam na David'a. -O co chodzi? -Zapytał wyraźnie zaciekawiony. -Oczyszczam się z jakichkolwiek podejrzeń, wchodząc w sam krąg oskarżycieli. -Masz zamiar dołączyć do Rady? -Tak. Chodź na górę, muszę się ogarnąć.-Wstaliśmy i razem poszliśmy na górę. Weszłam do garderoby i ubrałam się w klasyczną, białą z czarnymi kokardami, sukienkę z poszerzonym dołem. Do tego biżuteria z pereł i czarne, wysokie obcasy. -Wiesz że to dość niebezpieczne? Jeśli zawalisz, możesz już stąd uciekać.-Mówił mi to jakbym tego nie wiedziała. Byłam świadoma ryzyka. -Wiem.-Przeszłam do toaletki. Poprawiłam wygląd włosów i zrobiłam ogólny makijaż. Podeszłam do David'a i oznajmiłam.-Wiem, że to niebezpieczne, ale jeśli mi się uda, będę wolna od jakichkolwiek podejrzeń. Będę miała o wiele więcej możliwości. Zdobędę tu znajomości z jakimiś wpływowymi osobami. To wszystko może się ułożyć na moją korzyść.-Przedstawiłam mu korzyści.-Ryzyko jest dla mnie tylko zachęceniem.-Dodałam. -Będę w pobliżu.-Zaoferował. Bał się że coś pójdzie nie tak. -Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, nie zdołasz mi pomóc. Nie potrafiłbyś, to wymagałoby masowej masakry. -Zawsze mogę być w pobliżu, na wszelki wypadek. Nie możesz mi tego zabronić. -Dobrze.-Zgodziłam się. Stanęłam na wprost David'a. -Bądź ostrożna. -Jak zawsze.-Oznajmiłam. Wyszłam razem z nim. Ubrałam czarny płaszcz i wsiadłam do samochodu. David został na schodach przed wejściem. Odjechałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz